Mamuśki –
poczujmy się luksusowo
Chyba nigdy nie
czułam się mniej kobieco, jak po urodzeniu swojego ukochanego dziecka. Chociaż nie zdażyło się abym usłyszała od swojego konkumęża (czytać: ni to
konkubent ni to mąż), że wyglądam jak worek po kartoflach....ja dokładnie tak
siebie widziałam!
Poród nie
należał do najlżejszych. Maksio był mistrzem krzyku, płaczu i kolek. Do tego okazało się,że do dziecka natura
podarowała mi 2 lewe ręce. To wszystko razem spowodowało, że pierwsze miesiące
spędzone z Maksiem były dla mnie delikatnie
mówiąc....wyczerpujące.
Na szczęście
jeszcze przed pojawieniem się w naszej rodzinie Ptyśka naczytałam się o tym jak
to należy o siebie dbać. I wiecie co?......pomogło!!!!!
Przede
wszystkim nauczyłam się szybko delegować zadania. Co za tym idzie..w opiekę nad
Maksiem zaangażowana była cała rodzina!
Ponieważ nasze
własne gniazdko rodzinne jeszcze się remontuje, na okres ciąży...aż do teraz
.... zaparkowaliśmy u moich rodziców. Każdy kto mieszka z rodzicami, wie co to
oznacza ;)....ale pomoc jest to niezastąpiona!
No i trafił mi
się konkumąż, jak ślepej kurze ziarno. Nie dość, że wspaniały z niego partner
to jeszcze lepszy ojciec. Z tego wszystkiego złożyłam mu życzenia z okazji Dnia
Matki, bo idzie mu doprawdy imponująco.
Ja należę do
matek, które od razu po urlopie macierzyńskim pławią się urlopem wychowawczym.
I choć w domu kierat i tak jest ostry to korzystam, bo jak już wrócę do pracy,
to sądząc po dbałości naszego państwa o dobro obywatela, pracować będę musiała
w ∞.....
Tak więc dzięki odpowiedniej organizacji Maksiem zajmowałam się głównie ja, w drugiej kolejności jego tatuś
(druga kolejność tylko i wyłącznie z powodów zawodowych) moja mama i
dekoracyjnie dziadek z moim bratem. Dekoracyjnie, bo w pierwszych miesiącach
raczej Maksia badawczo obserwowali, niż cokolwiek przy nim zrobili.
Podział obowiązków wygladał następująco:
W dzień, kiedy Maksio spał....ja również spałam.
Kiedy płakał,
krzyczał i miał kolki....nosiłam go, śpiewałam Szła dzieweczka...i Stokrotkę,
podawałam lekarstwa, karmiłam butelką, a w ostateczności jak już nic nie
pomagało....załamywałam ręce.
Bywało, że po
kilku takich hardcorowych dniach wyglądałam jakbym urwała się z placówki dla
obłąkanych....czułam się zresztą podobnie.
W nocy co 3
godziny wstawałam, żeby dokarmić naszego ssaka.
Ale...tylko w
tygodniu!! 2 noce weekendowe należały do
mojego konkumęża. To było świetne rozwiązanie, które podsunęłą mi moja kuzynka.
2 przespane całe noce w tygodniu to prawdziwy
luksus dla młodej matki.
Spacery
pokonywaliśmy w trójkę, rodzinnie. W zestawie Maksio, ja, Piotrek lub Maksio,
ja, moja mama. Celowo piszę pokonywaliśmy, bo było to wyzwanie. Maksio na
spacerach nieustannie wyginał się, płakał i histeryzował. My tłumaczyliśmy
wszystkim zainteresowanym, że malec ma koleczkę. Doprawdy spacery w
początkowych miesiącach życia Maksia, można śmiało zaliczyć do sportów
ekstremalnych!!!!!!!!
Jak dla
mnie luksusem było już to,że nie
musiałam przechodzić tego sama..zawsze obok miałam pomocnika!!!!!
Kolejny luksus to pomoc mojej mamy. Od momentu
przyjścia na świat Makusia, to ona
zajęła się gotowaniem ( z początku próbowałam karmić piersią, więc miałam
specjalną dietę) i prasowała ubranka wnuczka. To była istotna pomoc, bo ja mogłam
w tym czasie zająć się szkrabem lub porządkami w domu.
Jednak nie
zapomniałam w tym wszystkim o swojej osobie. Ponieważ w ciąży przybyło mi ok.20
kg. musiałam pomyśleć o:
1. Diecie
2. Ćwiczeniach
3. Odpowiedniej
garderobie
4. Zabiegach
kosmetycznych
5. Czasie dla siebie
1.
Dieta
·
ograniczyłam słodycze, choć bardzo je kocham
·
cukier biały zamieniłam na brązowy
·
jadłam..i jem nadal dużo zielonych warzyw
·
olej rzepakowy, migdały i pestki słonecznika (to tyle w
kwestii tłuszczu)
·
białe odtłuszczone sery, jogurty naturalne
·
jaja na twardo
·
ryb..mało....ale polecam
·
gotowane piersi z kurczaka bez przypraw...są bardzo
smaczne!!!!!
·
schab smażony z pieprzem i oregano...bez panierki!!!!
·
grapefruity..... doskonałe na redukcję cellulitu
·
inne owoce i warzywa
·
pieczywo ciemne....teraz jem już jasne bo mi troszkę
zbrzydło razowe....ups
·
piłam dużo wody....głównie po to, żeby nie pić
herbaty..bo tą musiałabym osłodzić. Starałam się wypijać min.12 szklanek wody,
zieloną herbatę
·
oczywiście grzeszyłam pijąc kawę, jedząc
czekoladę....ale nie potrafię umartwiać się w 100 %
·
byłam też na pizzy i piłam piwo (oczywiście nie karmiłam
piersią i nie piłam piwa skrzynkami)
·
ponieważ nigdy nie byłam otyła i nie pochłaniałam
zawrotnych ilości jedzenia, również po ciąży nie miałam problemu z
ograniczeniami i dietą
2.
Ćwiczenia
·
Po 2 miesiącach zaczęłam delikatnie ćwiczyć. Z początku
wygłodniała rzuciłam się na ćwiczenia, bo chciałam już wyglądać jak człowiek,
ale coś mi wyskoczyło przy pępku. Myślałam, że to przepuklina. Na szczęście
nie, ale lekarz doradził mi,żebym się ciut opamiętała. Dlatego z początku
spacery to było to. Oczywiście szybkie i energiczne !!!!!
Tempo! Tempo!
I z uśmiechem
na twarzy...tu już Maksio był fajny na spacerach....czyżby to sprawa
egzorcysty...hehhee
·
Kiedy już mogłam ćwiczyć, to codziennie robiłam sobie
krótkie serie na brzuch, uda,pośladki,nogi. Nie przemęczałam się, ale byłam
systematyczna.
·
Raz w tygodniu 15 min ćwiczeń cardio....ładnie spalają
tkankę tłuszczową
·
Próbowałam też 6 weidera....i ćwiczyłam, choć mało
starannie i jakoś spektakularnych efektów nie zauważyłam...być może właśnie
przez tą moją staranność.
·
Wszystkie ćwiczenia odbywałam z moim prywatnym trenerem
czyli z komputerkiem. Wystarczy wejść na youtube.pl i do wyboru do koloru.
Jednego dnia mogę ćwiczyć z panem w galotkach w paski (a la Borat), kiedy
indziej z miss fitness (choć tu można popaść w kompleksy)....lepiej ćwiczyć
kiedy chłopa nie ma w domu...żeby nie zobaczył jak powinnam wyglądać... hehe. Ostatnio upodobałam sobie Mel B. i
ABS na brzuch w jej wykonaniu. Jak dla mnie, świetne ćwiczenia. Polecam
internet bo po pierwsze kasa zostaje w kieszeni, a po drugie możecie ćwiczyć w
każdej wolnej chwili (np. gdy brzdąc uśnie). Maksia bardzo śmieszy „mama
ćwicząca”. Często szarpie mnie za włosy, albo pode mną przechodzi (gdy robię wymachy
nóg do tyłu)...jest zabawny....ja pewnie też.
·
Basen.....chociaż raz w tygodniu popływać. Nie wiem czy
moje pływanie można tak nazwać. To raczej utrzymywanie się na wodzie, ale
zawsze tą godzinkę 4 kończynami troszkę pomacham...a to już coś. Uwaga na
masaże wodne na basenach! Nie przesadzajcie. Jak chciałam sobie ujędrnić brzuch
to wyszłam z basenu w stanie lekko zdeformowanym. Brzuch był czerwony i znów mi
coś wyskoczyło obok pępka...także jak we wszystkim polecam umiar;)
·
Raz wyskoczyliśmy z konkumężem na kilka dni w góry i
pojeździliśmy na snowboardzie....polecam...zwłaszcza podchodzenie pod górę z
deską na plerach....czyli coś dla początkujących;)
1.
Odpowiednia
garderoba
·
Przed ciążą większość mojej szafy zajmowały ubrania dla
10 latek. Musiałam dokonać selekcji;)
·
Wybrałam ubrania, które tuszowały mój brzuszek, ale
jednocześnie uwydatniały co nieco.
Czasami, choć
rzadko zakładałam wysoki obcas... Mnie, nie wiem jak wam, obcas dodaje nie
tylko centymetrów, ale i pewności siebie;)
Hehe...nóżka
jeszcze galanta....;P
4. Zabiegi kosmetyczne
Dziewczyny jak macie czas i pieniądze to
korzystajcie z dobrodziejstwa obecnych czasów. Mnóstwo gabinetów kosmetycznych,
pełen wachlarz zabiegów. Jedne wysmuklają sylwetkę, inne ujędrniają
ciało...ooooo ujędrnianie ...... to chyba najbardziej przyda się po porodzie.
Ja nie
korzystałam, ale nie powiedziałam nie;)
Jeśli
niedoskonałości w 100% nie znikną to oczywiście, że odwiedzę
SPA
Postawiłam na
sposoby domowe i też nie ma tragedii.
·
smarowanie ciała (brzuch, uda, pośladki) sokiem ze świeżego
grapefruita
·
peeling z kawy
·
masaż prysznicem...ciepła/zimna woda
·
stosowanie balsamów ujędrniających
·
efekt.....jest coraz lepiej...czyli potrzebujemy czasu i
wytrwałości ;)
6 Czas dla siebie
·
owszem zaczęłyśmy być matkami, ale nie przestałyśmy być
ludźmi!!!!!!
·
potrzebujemy
czasu wyłącznie dla siebie
·
bycie sam na sam ze sobą......to jest luksus!!!!!
·
dla mnie odskocznią była nauka francuskiego (zaliczyłam
2 poziomy...on line)
·
nauczyłam się robić na szydełku
·
haftowałam.....obrazki dla maksia (a nie po obrazkach;))
·
ogarniałam różne programy komputerowe
·
zaszczepiłam w sobie bakcyla scrapbookingowego
·
zaczęłam sama robić biżuterię....polecam!!!!
·
spotkania z kumpelkami...bardzo ważne i nie
przesadzajcie z tematami kupkowo/kolkowymi. Dajcie wygadać się innym!
Posłuchajcie!!
·
wyjazd z konkumężem bez dziecka....bingo!!!
- zaliczenie przebierańców
To ja w roli „kobiety,
która zbłądziła”
i konkumąż w
charakterze „pracodawcy”.
·
Wszystko to na co znajdziecie czas i co Was
odstresuje!!!!!
·
Niekiedy nie ma możliwości, żeby to wszystko zostawić i
delektować się tylko swoim towarzystwem. Ale czy nie jest cudownie w trójeczkę
wybrać się na spacer do lasu...cichutko....wiewiórki mówią dzień dobry.....też
może być miło...
(spacer w trójkę...zdjęcie
zrobiła wiewiórka ;P)
Dzieci są
ważne.....ale szczęśliwe matki nie mniej!!!!!
Ja jestem super
szczęściarą. Mam nadzieję,że wy również. Jeśli coś szwankuje, zawsze można to
naprawić!!!! Powodzenia w byciu mamą!!!!
Ha...jutro
świetny temat..czyli „Skarpetki”
Błahy...ale
przyjemny.
Już za
tydzień w cyklu "Rodzice i dzieci" WYJĄTKOWY ARTYKUŁ, czyli uwielbiana przeze mnie i większość nowoczesnych rodziców nowa, polska marka CZESIOCIUCH !!! Jeśli jeszcze o niej nie słyszeliście, to zapewne wiecie kim jest Czesław Mozil! To właśnie on i wspaniała projektantka Dorota Zielińska dołożyli wszelkich starań, aby powstała mega fajna kolekcja ubrań dla dzieci! ....a ja o tym napisałam ;P
Zapraszam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz